Rozdział pierwszy
20 dni później
Siedziałam
na kanapie podziwiając moje piękne, nowe mieszkanie. Niestety, w tamtym
wszystko kojarzyło mi się z Ronem. Prawdę mówiąc ta przeprowadzka dobrze na
mnie wpłynęła. W końcu miałam swoje własne cztery kąty, w których nikt mi nie
wytykał, że jestem na jego utrzymaniu. Obejrzałam je z przyjemnością po raz
kolejny. Beżowe ściany idealnie kontrastowały z białymi ramówkami okien. Na
środku pokoju stała wielka, puchowa kanapa. To właśnie na niej spędzałam
większość wolnej części dnia. Trzy biblioteczki wyglądały, jakby zaraz miały
sięgnąć nieba! Ułożone alfabetycznie książki wręcz krzyczały z nich
,,Przeczytaj mnie!”. Wielki, biały puchowy dywan nadawał salonowi miłego
klimatu. Po przejściu krótkiego korytarza (obwieszonego uroczymi zdjęciami z
czasów szkolnych) oczom ukazywała się biało-zielona kuchnia. Piękny piekarnik
oraz inne sprzęty mugolskie , skradły moje serce, więc postanowiłam urządzić
mieszkanie właśnie po mugolsku . Do tego w kuchni swoje miejsce znalazła maleńka
lodówka i stoliczek na cztery osoby. Ostatnim pokojem
w tym mieszkaniu była sypialnia. Dwuosobowe łóżko, nakryte kapą w kolorowe świnki, zajmowało ¾ danej powierzchni. Resztę zapełniło maleńkie biureczko, na którym postawiłam wazon ze świeżymi kwiatami. Ach, jak pachniały! W moim mieszkaniu panowała zadziwiająca cisza. Oczywiście, jedynie do przyjścia Ginny. Ta rudowłosa kobieta wpadła do mojego mieszkania, szybko niczym gepard rozpędzony do maksimum swoich możliwości.
Z radosnym okrzykiem oznajmiła :
w tym mieszkaniu była sypialnia. Dwuosobowe łóżko, nakryte kapą w kolorowe świnki, zajmowało ¾ danej powierzchni. Resztę zapełniło maleńkie biureczko, na którym postawiłam wazon ze świeżymi kwiatami. Ach, jak pachniały! W moim mieszkaniu panowała zadziwiająca cisza. Oczywiście, jedynie do przyjścia Ginny. Ta rudowłosa kobieta wpadła do mojego mieszkania, szybko niczym gepard rozpędzony do maksimum swoich możliwości.
Z radosnym okrzykiem oznajmiła :
-
Wygrałam dwa karnety na siłownię, kochana! I wybrałam Ciebie, abyś to Ty mi w
tym towarzyszyła!
- Wiesz, w sumie jestem zajęta… - Rzuciłam jej spojrzenie smutnego pieska.
- Och, musisz wyjść poznać nowych ludzi! Ron nie był Ciebie warty, a przecież powinnam być po jego stronie bo węzy krwi srutututu… Złotko, nie chcę być nie miła, ale ostatnio się zaniedbałaś! Może i schudłaś po zerwaniu z Ronem, ale wyglądasz jak cień człowieka! Do tego trochę mięśni się przyda! Aaa i słyszałam, że są seksowni trenerzy! Ponoć jakiś napakowany blondyn o ksywce DLM i jego równie przystojny kumpel BZ!
- Wiesz, w sumie jestem zajęta… - Rzuciłam jej spojrzenie smutnego pieska.
- Och, musisz wyjść poznać nowych ludzi! Ron nie był Ciebie warty, a przecież powinnam być po jego stronie bo węzy krwi srutututu… Złotko, nie chcę być nie miła, ale ostatnio się zaniedbałaś! Może i schudłaś po zerwaniu z Ronem, ale wyglądasz jak cień człowieka! Do tego trochę mięśni się przyda! Aaa i słyszałam, że są seksowni trenerzy! Ponoć jakiś napakowany blondyn o ksywce DLM i jego równie przystojny kumpel BZ!
-
Ginny nie mam ochoty na nowy związek…
-
Srutututu. Masz czy nie masz idziesz! Tak, tak zostaw Ginny na lodzie bo ona da
sobie radę. Chcesz żeby myszy Ciebie zjadły?! – Powiedziała i nagle przegryzła
wargę.
-
Czemu myszy? – Zapytałam zdziwiona.
-
Kobiecie w ciąży nie można odmówić żadnej prośby, bo
inaczej myszy zjedzą daną osobę. – Wyrecytowała,
jakby mówiła formułkę z podręcznika.
- Jesteś w ciąży?!
- A czy niebo jest niebieskie? Chyba bardziej wprost się nie da
tego powiedzieć!
- No dobrze, to muszę się chyba zgodzić. Ale zaklepuję DLM. – powiedziałam
i uśmiechnęłam się kokieteryjnie.
- No dobrze, to muszę się chyba zgodzić. Ale zaklepuję DLM. – powiedziałam
i uśmiechnęłam się kokieteryjnie.
***
Następnego
dnia umówiłam się z Ginny na „sportowe” zakupy. Obie potrzebowałyśmy nowych
butów, a akurat dzisiaj była na nie promocja w mugolskim sklepie, więc trzeba
było to wykorzystać. Na samiuteńkim początku teleportowałyśmy się w jego okolice
(trudno by było wytłumaczyć się z naszego nagłego pojawienie się w sklepie) i spacerkiem ruszyłyśmy
we wcześniej sprawdzonym kierunku. Najprzyjemniejsza, według mnie, była sama
droga. Malownicze drzewa, które już zrzuciły liście, otaczały nas ze wszystkich
stron. Ptaki szykowały się do podróży przez zimą, a dzień zamieniał się
miejscem z nocą. Wszystko to razem, zapierało dech w piersi. Niestety, ten
spacer trwał za krótko, jedyne marne pięć minut. Drzwi sklepu wydawały się
bramą oddzielającą dwa światy. Jeden – cichy i spokojny, oraz drugi –
zatłoczony z dudniącą muzyką bębniącą ze wszystkich stron. Nigdy nie widziałam
takiego tłumu na jakiejś wyprzedaży! Z zaciekawieniem obserwowałam Ginny, która
całkowicie mnie zszokowała swoim zachowaniem. Poprawiła jedynie rudą kiteczkę
i rzuciła się w tłum, rozpychając się przy tym łokciami. A ja, jak malutka kaczuszka, podążałam za nią powtarzając w kółko słowo „przepraszam”. Moja towarzyszka spytała mnie jeszcze, jaki mam rozmiar buta i usłyszawszy odpowiedź ponownie zanurkowała w tłumie. Po siedmiu minutach wróciła do mnie, trzymając w dłoniach z pięć kartonów. Sama upolowała dla siebie buty o kolorze zgniłego łososia, które uważała za niesamowicie piękne. No cóż, nie popierałam jej zdania, ale Ginny to Ginny. Wmówienie jej, że coś co uważa za piękne jest brzydkie w sumie graniczyło z cudem. Ja wybrałam najskromniejszy model, czerwono – czarny. Następnym naszym przystankiem był sklep z odzieżą sportową. Tam na szczęście dla nas (na nieszczęście dla kierowników) były pustki. W spokoju wybrałam najzwyklejsze czarne leginsy oraz fioletowy top. Ach, jak te zakupy są męczące! Poszłyśmy więc z Ginny do kawiarenki na rogu, aby odreagować ten „produktywny” dzień. Zamówiłyśmy obie po soku, ponieważ na kawę było za późno, a żadnej z nas nie podniecała bezsenna noc. Następnie umówiłyśmy się, że jutro o szesnastej spotykamy się przed siłownią. Pogawędziłyśmy jeszcze trochę i zaczęłam się zbierać do domu, kiedy nagle Ginny spytała:
- Miona, a Ron się z Tobą kontaktował?
i rzuciła się w tłum, rozpychając się przy tym łokciami. A ja, jak malutka kaczuszka, podążałam za nią powtarzając w kółko słowo „przepraszam”. Moja towarzyszka spytała mnie jeszcze, jaki mam rozmiar buta i usłyszawszy odpowiedź ponownie zanurkowała w tłumie. Po siedmiu minutach wróciła do mnie, trzymając w dłoniach z pięć kartonów. Sama upolowała dla siebie buty o kolorze zgniłego łososia, które uważała za niesamowicie piękne. No cóż, nie popierałam jej zdania, ale Ginny to Ginny. Wmówienie jej, że coś co uważa za piękne jest brzydkie w sumie graniczyło z cudem. Ja wybrałam najskromniejszy model, czerwono – czarny. Następnym naszym przystankiem był sklep z odzieżą sportową. Tam na szczęście dla nas (na nieszczęście dla kierowników) były pustki. W spokoju wybrałam najzwyklejsze czarne leginsy oraz fioletowy top. Ach, jak te zakupy są męczące! Poszłyśmy więc z Ginny do kawiarenki na rogu, aby odreagować ten „produktywny” dzień. Zamówiłyśmy obie po soku, ponieważ na kawę było za późno, a żadnej z nas nie podniecała bezsenna noc. Następnie umówiłyśmy się, że jutro o szesnastej spotykamy się przed siłownią. Pogawędziłyśmy jeszcze trochę i zaczęłam się zbierać do domu, kiedy nagle Ginny spytała:
- Miona, a Ron się z Tobą kontaktował?
-
Ginny… - Pokręciłam nerwowo głową.
-
To jest dla mnie ważne. Boję się o niego. Zawsze wyglądał na zakochanego, na
szczęśliwego… Najważniejsza była dla niego rodzina. Zastanawiałam się, dlaczego
nie macie dzieci. Ron tłumaczył mi, że to jeszcze nie jest wasz czas. A teraz?
Szaleje z Cho na trasie koncertowej! Wszędzie są zdjęcia jak się obściskują, a
ty nawet nie reagujesz!
- A co według ciebie mam zrobić? Chodzić z transparentem „JESTEM ŻONĄ RONA. ON MNIE ZDRADZA NA OKRĄGŁO”? A może pójść do tych brukowców i ujawnić się jako załamana małżonka? Albo co? Ściągnąć go tutaj na dziecko, chociaż jestem bezpłodna?
- Hermiona, nie wiedziałam… -powiedziała zażenowana Ginny.
- Zresztą, nie ważne. Już nie ważne. Jutro o szesnastej. Cześć. – Przerwałam jej w połowie zdania. Delikatnie dotknęła mojego ramienia, chcą mnie pocieszyć. Już otwierała buzię aby coś powiedzieć, ale ja szybko teleportowałam się do domu, nie dając dojść jej do słowa.
- A co według ciebie mam zrobić? Chodzić z transparentem „JESTEM ŻONĄ RONA. ON MNIE ZDRADZA NA OKRĄGŁO”? A może pójść do tych brukowców i ujawnić się jako załamana małżonka? Albo co? Ściągnąć go tutaj na dziecko, chociaż jestem bezpłodna?
- Hermiona, nie wiedziałam… -powiedziała zażenowana Ginny.
- Zresztą, nie ważne. Już nie ważne. Jutro o szesnastej. Cześć. – Przerwałam jej w połowie zdania. Delikatnie dotknęła mojego ramienia, chcą mnie pocieszyć. Już otwierała buzię aby coś powiedzieć, ale ja szybko teleportowałam się do domu, nie dając dojść jej do słowa.
***
Zdyszana
podbiegłam do Ginny. Nim ta zdążyła zacząć mnie ochrzaniać, wytłumaczyłam się szybko
z mojego spóźnienia :
-
Przepraszam! Miałam przesłuchanie w sprawie pracy. I nie uwierzysz, dostałam
ją! Od teraz pracuję w Szpitalu Świętego Munga!
-
Jako kto? – Spytała, ale wiedziałam, że jej złość już stopniała
.-
Na razie jako asystentka dyrektora! Ale się cieszę! – Powiedziałam całkowicie
szczerze.
- A wiesz kto jest dyrektorem? – Zapytała całkowicie poważnie.
- A wiesz kto jest dyrektorem? – Zapytała całkowicie poważnie.
-
Ehh i w tym jest problem. Obecny
dyrektor idzie na emeryturę i osoba która wstępuje na jego miejsce nie chce,
aby jej dane były ujawnione przed pierwszym dniem pracy.
-
O, to brzmi jak rosyjska ruletka! My tu gadu, gadu a siłownia czeka. Chodźmy
już! – powiedziała radośnie i w podskokach zaczęła podążać do drzwi. Miałam
wielkie trudności aby za nią nadążyć.
***
-
Hermiona nie mogę się doczekać, aby poznać naszych trenerów! Specjalnie
zaznaczyłam,
że ty życzysz sobie DLM, a ja BZ!
że ty życzysz sobie DLM, a ja BZ!
-Ginny, przecież masz męża! – Spojrzałam na nią z naganą.
-
A czy ktoś tu kogoś zdradza?! Pofantazjować przecież ZAWSZE można. On zresztą
w pracy ma same blond dziunie. I jakoś nie naskakuje na niego, że nie umie oderwać od nich wzroku!
Nagle do poczekalni wpadł przystojny, wysoki mężczyzna. Jego brązowe włosy były krótko przystrzyżone, a wielkie czekoladowe oczy błyszczały się znacząco. Uśmiechnął się szeroko i poprosił do siebie Ginny, a mi oznajmił, że DLM czeka w pokoju obok. Moja przyjaciółka tylko do mnie mrugnęła i zniknęła z BZ. Dziwne, ten mężczyzna wydał mi się znajomy.
W sumie, znam go pewnie z którejś z moich byłych prac. Nic nadzwyczajnego. Ale serce już zabiło mi szybciej z podekscytowania, więc nie pozostawało mi nic innego do zrobienia, jak udać się do sąsiedniego pokoju. Uchyliłam drzwi i ujrzałam wysportowanego blondyna, odwróconego do mnie tyłem. Samo pomieszczenie przypominało mi raczej bazę zbudowaną z samych materaców. Na tej sali nie pozostał ani jeden nie zabezpieczony centymetr. Już miałam się przywitać, kiedy nagle blondyn się odwrócił. W momencie, kiedy mnie ujrzał, otworzył swoje srebrne oczy jeszcze szerzej. W sumie mu się nie dziwiłam. Momentalnie nastała głucha cisza. Udało mi się tylko wypowiedzieć niepewnie i cicho :
- Dracon Malfoy’u co ty tu robisz, do jasnej cholery?
w pracy ma same blond dziunie. I jakoś nie naskakuje na niego, że nie umie oderwać od nich wzroku!
Nagle do poczekalni wpadł przystojny, wysoki mężczyzna. Jego brązowe włosy były krótko przystrzyżone, a wielkie czekoladowe oczy błyszczały się znacząco. Uśmiechnął się szeroko i poprosił do siebie Ginny, a mi oznajmił, że DLM czeka w pokoju obok. Moja przyjaciółka tylko do mnie mrugnęła i zniknęła z BZ. Dziwne, ten mężczyzna wydał mi się znajomy.
W sumie, znam go pewnie z którejś z moich byłych prac. Nic nadzwyczajnego. Ale serce już zabiło mi szybciej z podekscytowania, więc nie pozostawało mi nic innego do zrobienia, jak udać się do sąsiedniego pokoju. Uchyliłam drzwi i ujrzałam wysportowanego blondyna, odwróconego do mnie tyłem. Samo pomieszczenie przypominało mi raczej bazę zbudowaną z samych materaców. Na tej sali nie pozostał ani jeden nie zabezpieczony centymetr. Już miałam się przywitać, kiedy nagle blondyn się odwrócił. W momencie, kiedy mnie ujrzał, otworzył swoje srebrne oczy jeszcze szerzej. W sumie mu się nie dziwiłam. Momentalnie nastała głucha cisza. Udało mi się tylko wypowiedzieć niepewnie i cicho :
- Dracon Malfoy’u co ty tu robisz, do jasnej cholery?
~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podobał :> Zachęcam do komentowania :D