piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 1

Rozdział pierwszy
20 dni później
Siedziałam na kanapie podziwiając moje piękne, nowe mieszkanie. Niestety, w tamtym wszystko kojarzyło mi się z Ronem. Prawdę mówiąc ta przeprowadzka dobrze na mnie wpłynęła. W końcu miałam swoje własne cztery kąty, w których nikt mi nie wytykał, że jestem na jego utrzymaniu. Obejrzałam je z przyjemnością po raz kolejny. Beżowe ściany idealnie kontrastowały z białymi ramówkami okien. Na środku pokoju stała wielka, puchowa kanapa. To właśnie na niej spędzałam większość wolnej części dnia. Trzy biblioteczki wyglądały, jakby zaraz miały sięgnąć nieba! Ułożone alfabetycznie książki wręcz krzyczały z nich ,,Przeczytaj mnie!”. Wielki, biały puchowy dywan nadawał salonowi miłego klimatu. Po przejściu krótkiego korytarza (obwieszonego uroczymi zdjęciami z czasów szkolnych) oczom ukazywała się biało-zielona kuchnia. Piękny piekarnik oraz inne sprzęty mugolskie , skradły moje serce, więc postanowiłam urządzić mieszkanie właśnie po mugolsku . Do tego w kuchni swoje miejsce znalazła maleńka lodówka i stoliczek na cztery osoby. Ostatnim pokojem
w tym mieszkaniu była sypialnia. Dwuosobowe łóżko, nakryte kapą w kolorowe świnki, zajmowało ¾ danej powierzchni. Resztę zapełniło maleńkie biureczko, na którym postawiłam wazon ze świeżymi kwiatami. Ach, jak pachniały! W moim mieszkaniu panowała zadziwiająca cisza. Oczywiście,  jedynie do przyjścia Ginny. Ta rudowłosa kobieta wpadła do mojego mieszkania, szybko niczym gepard rozpędzony do maksimum swoich możliwości.
Z radosnym okrzykiem oznajmiła :

- Wygrałam dwa karnety na siłownię, kochana! I wybrałam Ciebie, abyś to Ty mi w tym towarzyszyła!

- Wiesz, w sumie jestem zajęta… - Rzuciłam jej spojrzenie smutnego pieska.

- Och, musisz wyjść poznać nowych ludzi! Ron nie był Ciebie warty, a przecież powinnam być po jego stronie bo węzy krwi srutututu… Złotko, nie chcę być nie miła, ale ostatnio się zaniedbałaś! Może i schudłaś po zerwaniu z Ronem, ale wyglądasz jak cień człowieka! Do tego trochę mięśni się przyda! Aaa i słyszałam, że są seksowni trenerzy! Ponoć jakiś napakowany blondyn o ksywce DLM i jego równie przystojny kumpel BZ!

- Ginny nie mam ochoty na nowy związek…

- Srutututu. Masz czy nie masz idziesz! Tak, tak zostaw Ginny na lodzie bo ona da sobie radę. Chcesz żeby myszy Ciebie zjadły?! – Powiedziała i nagle przegryzła wargę.

- Czemu myszy? – Zapytałam zdziwiona.

- Kobiecie w ciąży nie można odmówić żadnej prośby, bo inaczej myszy zjedzą daną osobę. – Wyrecytowała, jakby mówiła formułkę z podręcznika.

- Jesteś w ciąży?!

- A czy niebo jest niebieskie? Chyba bardziej wprost się nie da tego powiedzieć!

- No dobrze, to muszę się chyba zgodzić. Ale zaklepuję DLM. – powiedziałam
i uśmiechnęłam się kokieteryjnie.
***
Następnego dnia umówiłam się z Ginny na „sportowe” zakupy. Obie potrzebowałyśmy nowych butów, a akurat dzisiaj była na nie promocja w mugolskim sklepie, więc trzeba było to wykorzystać. Na samiuteńkim początku teleportowałyśmy się w jego okolice (trudno by było wytłumaczyć się z naszego nagłego  pojawienie się w sklepie) i spacerkiem ruszyłyśmy we wcześniej sprawdzonym kierunku. Najprzyjemniejsza, według mnie, była sama droga. Malownicze drzewa, które już zrzuciły liście, otaczały nas ze wszystkich stron. Ptaki szykowały się do podróży przez zimą, a dzień zamieniał się miejscem z nocą. Wszystko to razem, zapierało dech w piersi. Niestety, ten spacer trwał za krótko, jedyne marne pięć minut. Drzwi sklepu wydawały się bramą oddzielającą dwa światy. Jeden – cichy i spokojny, oraz drugi – zatłoczony z dudniącą muzyką bębniącą ze wszystkich stron. Nigdy nie widziałam takiego tłumu na jakiejś wyprzedaży! Z zaciekawieniem obserwowałam Ginny, która całkowicie mnie zszokowała swoim zachowaniem. Poprawiła jedynie rudą kiteczkę
i rzuciła się w tłum, rozpychając się przy tym łokciami. A ja, jak malutka kaczuszka, podążałam za nią powtarzając w kółko słowo „przepraszam”. Moja towarzyszka spytała mnie jeszcze, jaki mam rozmiar buta i usłyszawszy odpowiedź ponownie zanurkowała w tłumie. Po siedmiu minutach wróciła do mnie, trzymając w dłoniach z pięć kartonów. Sama upolowała dla siebie buty o kolorze zgniłego łososia, które uważała za niesamowicie piękne. No cóż, nie popierałam jej zdania, ale Ginny to Ginny. Wmówienie jej, że coś co uważa za piękne jest brzydkie w sumie graniczyło z cudem. Ja wybrałam najskromniejszy model, czerwono – czarny. Następnym naszym przystankiem był sklep z odzieżą sportową. Tam na szczęście dla nas (na nieszczęście dla kierowników) były pustki. W spokoju wybrałam najzwyklejsze czarne leginsy oraz fioletowy top. Ach, jak te zakupy są męczące! Poszłyśmy więc z Ginny do kawiarenki na rogu, aby odreagować ten „produktywny” dzień. Zamówiłyśmy obie po soku, ponieważ na kawę było za późno, a żadnej z nas nie podniecała bezsenna noc. Następnie umówiłyśmy się, że jutro o szesnastej spotykamy się przed siłownią. Pogawędziłyśmy jeszcze trochę i zaczęłam się zbierać do domu, kiedy nagle Ginny spytała:
- Miona, a Ron się z Tobą kontaktował?

- Ginny… - Pokręciłam nerwowo głową.

- To jest dla mnie ważne. Boję się o niego. Zawsze wyglądał na zakochanego, na szczęśliwego… Najważniejsza była dla niego rodzina. Zastanawiałam się, dlaczego nie macie dzieci. Ron tłumaczył mi, że to jeszcze nie jest wasz czas. A teraz? Szaleje z Cho na trasie koncertowej! Wszędzie są zdjęcia jak się obściskują, a ty nawet nie reagujesz!

- A co według ciebie mam zrobić? Chodzić z transparentem „JESTEM ŻONĄ RONA. ON MNIE ZDRADZA NA OKRĄGŁO”? A może pójść do tych brukowców i ujawnić się jako załamana małżonka? Albo co? Ściągnąć go tutaj na dziecko, chociaż jestem bezpłodna?

- Hermiona, nie wiedziałam… -powiedziała zażenowana Ginny.

- Zresztą, nie ważne. Już nie ważne. Jutro o szesnastej. Cześć. – Przerwałam jej w połowie zdania. Delikatnie dotknęła mojego ramienia, chcą mnie pocieszyć. Już otwierała buzię aby coś powiedzieć, ale ja szybko teleportowałam się do domu, nie dając dojść jej do słowa.
***
Zdyszana podbiegłam do Ginny. Nim ta zdążyła zacząć mnie ochrzaniać, wytłumaczyłam się szybko z mojego spóźnienia :
- Przepraszam! Miałam przesłuchanie w sprawie pracy. I nie uwierzysz, dostałam ją! Od teraz pracuję w Szpitalu Świętego Munga!
- Jako kto? – Spytała, ale wiedziałam, że jej złość już stopniała
.- Na razie jako asystentka dyrektora! Ale się cieszę! – Powiedziałam całkowicie szczerze.

- A wiesz kto jest dyrektorem? – Zapytała całkowicie poważnie.
- Ehh i  w tym jest problem. Obecny dyrektor idzie na emeryturę i osoba która wstępuje na jego miejsce nie chce, aby jej dane były ujawnione przed pierwszym dniem pracy.

- O, to brzmi jak rosyjska ruletka! My tu gadu, gadu a siłownia czeka. Chodźmy już! – powiedziała radośnie i w podskokach zaczęła podążać do drzwi. Miałam wielkie trudności aby za nią nadążyć.
***
- Hermiona nie mogę się doczekać, aby poznać naszych trenerów! Specjalnie zaznaczyłam,
że ty życzysz sobie DLM, a ja BZ!

-Ginny, przecież masz męża! – Spojrzałam na nią z naganą.


- A czy ktoś tu kogoś zdradza?! Pofantazjować przecież ZAWSZE można. On zresztą
w pracy ma same blond dziunie. I jakoś nie naskakuje na niego, że nie umie oderwać od nich wzroku!

Nagle do poczekalni wpadł przystojny, wysoki mężczyzna. Jego brązowe włosy były krótko przystrzyżone, a wielkie czekoladowe oczy błyszczały się znacząco. Uśmiechnął się szeroko i poprosił do siebie Ginny, a mi oznajmił, że DLM czeka w pokoju obok. Moja przyjaciółka tylko do mnie mrugnęła i zniknęła z BZ. Dziwne, ten mężczyzna wydał mi się znajomy.
W sumie, znam go pewnie z którejś z moich byłych prac. Nic nadzwyczajnego. Ale serce już zabiło mi szybciej z podekscytowania, więc nie pozostawało mi nic innego do zrobienia, jak udać się do sąsiedniego pokoju. Uchyliłam drzwi i ujrzałam wysportowanego blondyna, odwróconego do mnie tyłem. Samo pomieszczenie przypominało mi raczej bazę zbudowaną z samych materaców. Na tej sali nie pozostał ani jeden nie zabezpieczony centymetr. Już miałam się przywitać, kiedy nagle blondyn się odwrócił. W momencie, kiedy mnie ujrzał, otworzył swoje srebrne oczy jeszcze szerzej. W sumie mu się nie dziwiłam. Momentalnie nastała głucha cisza. Udało mi się tylko wypowiedzieć niepewnie i cicho :

 - Dracon Malfoy’u co ty tu robisz, do jasnej cholery?

~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podobał :> Zachęcam do komentowania :D

czwartek, 27 sierpnia 2015

Prolog

PROLOG

Zegar stojący na kominku wybił czwartą nad ranem, kiedy usłyszałam zgrzyt zamka. Drzwi uchyliły się lekko, przepuszczając wyblakłe światło z korytarza. W progu stał on – jego rude włosy połyskiwały. Poczułam, jak serce mocniej mi zabiło. Od razu zerwałam się z fotela i podbiegłam do niego, chcąc go przytulić. Ron jednak obrzucił mnie tylko morderczym spojrzeniem. Zdziwiona zapytałam co się stało, jednak ten zrzucił tylko stojący najbliżej go wazon i schował twarz w dłoniach. Delikatnie się do niego przesunęłam, chcąc dodać mu otuchy. Ron jednak zaczął z furią drzeć jego ukochane teksty piosenek, które sam napisał.
- Jestem nieudacznikiem! Debilnym nieudacznikiem! Nic mi się w życiu nie udało!
- Kotek, uspokój się. Może pora spróbować z jakimś mugolskim programem dla wybijających się gwiazd? Naprawdę, nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. – Przysunęłam się do niego, ale ten odskoczył jak oparzony.
- Nie bądź śmieszna! Tobie też nic się nie udaje, a bez przerwy mnie pocieszasz! Zajmij się sobą. Siłownia Tobie by się przydała. I to bardzo. Do tego jaką jesteś żoną, skoro nie możesz dać mi nawet dziecka?! – Ron nagle zauważył, że przeholował. – Herr, nie to miałem na myśli…
Już mnie nie obchodziło, co miał, a czego nie miał na myśli. Poszłam od razu z uniesioną głową do sypialni i zatrzasnęłam drzwi. Tego wieczoru nie uroniłam ani jednej łzy.

***

Witam na chacie Pisznami. Liczba znajomych online : 1.

Miona1909: Cześć kotku. Jak tam przesłuchania do Mam Talentu?
RonW: Udało mi się! Dostałem się!
Miona1909: Cieszę się! Kiedy wracasz
J?
RonW: Już tylko miesiąc! Pamiętasz Cho?
Miona1909: Pamiętam, a co?
RonW: Zaproponowała mi, że zostanie moim menagerem! To ona wypromowała De Ded !!!
Miona1909: Kogo?
RonW: Ty jak zwykle mnie nie rozumiesz.
Miona1909: Ron… Znowu zaczynasz?
RonW: Ta rozmowa nie ma sensu Hermiono.
Miona1909: Ron, zrozum, że ja nie chciałam Ciebie ura…

Użytkownik RonW wylogował się z chatu.

***


- Ginny, Ron już jest w telewizji! – Krzyknęłam z salonu. Do pokoju od razu wleciała ona – ruda torpeda, ubrana w skórzane spodnie. Z przepraszającą minką powiedziała :
- Sorki Her, James nie mógł zasnąć. Musiałam opowiedzieć mu bajeczkę, oczywiście jedną z cyklu „przygody tatusia James’a kiedy był młody”. Nie gniewasz się?
- Oczywiście, że się nie gniewam! – Uśmiechnęłam się ciepło.- Jakbym śmiała? Przecież to mój ukochany bratanek.
-HARRY CHODŹ TU JUŻ! RON W TV. – Krzyknęła jeszcze Ginny (zupełnie jakbym słyszała Molly)  i zamilkłyśmy. Harry dołączył do nas po pięciu minutach i wszyscy w trójkę oczekiwaliśmy występu mojego ukochanego. W momencie, kiedy wyszedł na scenę wszyscy wstrzymaliśmy oddech. Zaśpiewał wręcz imponująco! Zakończył się jego występ, a wszyscy byli na tak! Nagle na scenę wybiegła Cho, rzuciła mu się w ramiona i namiętnie go pocałowała. On nie wyglądał na zdziwionego, za to Ginny i Harry tak. I tak właśnie zaczęłam życie całkowicie od nowa. Końcówką tamtego była tylko jedna, jedyna łza. Srebrna łza.